Okładka książki "Krąg ochronny"
Poezja

Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska

Krąg ochronny

O autorce

Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska – poetka, dramatopisarka, redaktorka. Autorka poemiku i tu, i tu (2014), wyróżnionego w konkursie Miasta Krakowa na Książkowy Debiut Poetycki im. Anny Świrszczyńskiej w 2014 r. i nominowanego do nagrody Złoty Środek Poezji 2015, a także tomiku poezji Szczęściodoły (2016). Autorka scenariuszy i sztuk teatralnych dla dorosłych i dzieci. Publi-kowała m.in. w: „Migotaniach”, „Nowej Okolicy Poetów”, „Tyglu Kultury”, „Wyspie”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Dialogu”.

Recenzja Leszka Żulińskiego

Opowieść o życiu

Ta autorka ma już „rozpisane” pióro, choć jeszcze jest „na dorobku”. Ale dwa tomiki wierszy już wydała (jeden z nich, pt. Szczęściodoły, miałem przyjemność recenzować dwa lata temu), a poza tym – cytuję – jest autorką scenariuszy i sztuk teatralnych dla dorosłych i dzieci. Publikowała m.in. w: „Migotaniach”, „Nowej Okolicy Poetów, „Tyglu Kultury”, „Wyspie”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Dialogu”…
Debiutantką więc nie jest, a ten najnowszy tomik, pt. Krąg ochronny, tylko wzmacnia jej wchodzenie po schodach literatury. Brawo!

Otwiera go wiersz tytułowy tomiku, właśnie ów Krąg ochronny. Cytuję: Przychodzisz, a oni już są, / czekają, by przekazać klucze, / kombinacje mierzwiących / w różnych warstwach win. / wyjść z cienia. zagnieździć / w tobie pękate i nierozwinięte / wsze- światy. uziemić. / mów, co chcesz, upieraj się, / że jesteś wolny, nikogo/nic- /z-ego nie potrzebujesz / oni są. słowo w słowo, / ręka w rękę, w krwi i łzach. / nawet gdy odejdą dalej, dalej są. / wskazują, co robić i dlaczego. / nadal ciągną w swoją stronę, / nadal ciągną w swoja stronę.

Mroczny to wiersz, dziwnie niespokojny. Nieco somnambuliczny. Nie czyta się go łatwo, ale taka właśnie dykcja zagęszcza aurę niepokoju, bo te różne warstwy win są tu przypominane. I ciągną w swoją stronę…
Innymi słowy, autorka już od razu sygnalizuje nam swój egzystencjalny półmrok.

Dalej już lektura staje się bardziej przystępna. Jednak w pobliskim wierszu pt. Po drodze znowu pojawia się nocny koszmar: W tej podróż wiele się dzieje. / nad polem kwitnącej kukurydzy / niebo wybucha bielą cumulusów. / na poboczu mijanej wioski / siedmiolatek z reklamówką / pełna ziemniaków ze sklepu. / granica świętokrzyskiego, miód / z własnej pasieki i pewność: / nawet w nocnym koszmarze / można przestać uciekać / i pozwolić biec życiu.
Zatem już nie miałem wątpliwości: te wiersze mają źródło w jakiejś egzystencjalnej traumie. Otwieram tomik na 34 stronie i czytam taki oto wiersz: Oczywiście, że mam obawy. / wystarczy jednak tego spania / na stojąco pod zamkniętą bramą, /szukania sensu w kantach koszul, / łykania przejrzałych owoców / rokietnika – lęków starych dusz. / ruszam z wiarą, że każdy wybór / to nowa szansa, każdy krok / mniej żalu do siebie – jutro / przebudzone w świetle.

Tu jednak odnajdujemy już jakąś nadzieję. Ale żal jeszcze się błąka, jeszcze musi do końca zniknąć. Innymi słowy, te wiersze oscylują między światłem a mrokiem, między nadzieją a niepewnością. Mamy w nich jasność i ciemność, mamy introwertyczny rozgardiasz. Na szczęście nie histeryczny, nie „sztuczny”, bo Pani Agnieszka po prostu rozumie, że życie oscyluje między dniem a nocą, konkretem a niepewnością wszystkiego.
W jednym z wierszy padają takie słowa: poznasz głód, gdzie marzeniem staje się śmierć. To już jest ekstremalna dywagacja, która nie pozostawia wątpliwości, że życie szczęśliwe i radosne nie istnieje. Wiedzą o tym więdnące rośliny; my, ludzie, przełykamy inną perspektywę. Beznadziejną.

Ale nie jest jednak tak „dramatycznie”, jakby wynikało z moich wcześniejszych spostrzeżeń. Gdzieś pomiędzy mrokiem a jasnością Pani Agnieszka „śpiewa” także na afirmatywna nutę.
Oto wiersz pt. Lubię – nie: Lubię spać przy ścianie ze słomianką / i kuchnią kaflową po drugiej stronie. / grzać się szeptem domowego ognia. / lubię spędzać czas z Irką i Wojtkiem, / przez pół lasu gnać bydło na odległe łąki, / a w piaszczystym dole turlać się / lub zmyślać mrożące krew w żyłach historie / natrętnych much, pszczół i gęsi nie lubię. / i tego, że pszczoła po ukąszeniu umiera. / za to buczynę lubię, wychodzić z domu / przez okno, mknąć przez pastwiska boso, / czy karmić króliki zielonką. a chleb / ze śmietaną i cukrem mogłabym jeść / na okrągło. dlatego uwielbiam lato, / gdyż wszystko pachnie beztroską / – nawet wśród biedy i smutków, / wstydu czy brudów pod lasem.
Hmm, czy to pisała ta sama poetką, którą czytałem na początku tomiku?
Otóż ten zbiór wierszy chce – i czyni to – ogarnąć wszystkie doznane pejzaże i klimaty życia. Ono przecież zaprasza nas na różne estrady, otwiera rozmaite okna, prowadzi na różne ścieżki. W tym jest także bogactwo tego tomiku.

A ten tomik zamyka wielce wymowny wiersz pt. Dobrze jest. Oto on: Poddać się wodzie, posłuchać nurtu, / spróbować ustalić prędkość, zatory. / dobrze jest. Wszystko płynie, przemija, / jak tamte twarze na szklanym ekranie. / twarze na szkle, ekrany innych, pukanie. / przychodzą i odchodzą. zostawiają coś / zostawiając nic, wyrywają z nas. Tożsamość / kurczy się, więcej ich, mniej nas, więcej ich / w nas. rośnie świadomość. czas nie istnieje, / istnieją projekcje. pytania, fraktale.
Pantha rei Pani Agnieszki to piękna opowieść o zawirowaniach życia. O jego biegu. To czuła pamięć wydarzeń, ale też wiwisekcja ich znaczeń i skutków. Dawno nie czytałem wierszy tak pięknie i rozumnie opowiadających własny los.